Łączy Nas Pamięć

Łączy Nas Pamięć

Często nie zdajemy sobie sprawy, że ludzkie dramaty dzieją się tuż obok nas. Nie zauważamy ich lub – co gorsza – jesteśmy na nie obojętni. Skupiamy się na sobie zapominając o solidarności i empatii do drugiego człowieka.

Już w 1943 roku Czesław Miłosz, wybitny polski poeta, w „Campo di Fiori” – w wierszu, który od wielu lat w rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim przychodzi mi na myśl – dzielił się z nami swoimi spostrzeżeniami. Sygnalizował nam, że ludzkość nie dorosła do idei tolerancji, że jesteśmy zbyt obojętni na ludzką krzywdę.

Tak jak Giordano Bruno, znany renesansowy myśliciel, wstępując na rusztowanie był sam, tak 77 lat temu w warszawskim getcie osamotniona była ludność żydowska, tocząca z okupantem nierówną walkę o życie. Bez pomocy z jakiejkolwiek strony. #ŁączyNasPamięć


Zawsze będę pamiętać o tym ludzkim dramacie.

Dlatego ku przestrodze chciałabym zaproponować Wam na dzisiejszy poranek nic innego, jak właśnie „Campo di Fiori”, wiersz Czesława Miłosza.


[Campo di Fiori]:

W Rzymie na Campo di Fiori
Kosze oliwek i cytryn,
Bruk opryskany winem
I odłamkami kwiatów.
Różowe owoce morza
Sypią na stoły przekupnie,
Naręcza ciemnych winogron
Padają na puch brzoskwini.

Tu na tym właśnie placu
Spalono Giordana Bruna,
Kat płomień stosu zażegnął
W kole ciekawej gawiedzi.
A ledwo płomień przygasnął,
Znów pełne były tawerny,
Kosze oliwek i cytryn
Nieśli przekupnie na głowach.

Wspomniałem Campo di Fiori
W Warszawie przy karuzeli,
W pogodny wieczór wiosenny,
Przy dźwiękach skocznej muzyki.
Salwy za murem getta
Głuszyła skoczna melodia
I wzlatywały pary
Wysoko w pogodne niebo.

Czasem wiatr z domów płonących
Przynosił czarne latawce,
Łapali skrawki w powietrzu
Jadący na karuzeli.
Rozwiewał suknie dziewczynom
Ten wiatr od domów płonących,
Śmiały się tłumy wesołe
W czas pięknej warszawskiej niedzieli.

Morał ktoś może wyczyta,
Że lud warszawski czy rzymski
Handluje, bawi się, kocha
Mijając męczeńskie stosy.
Inny ktoś morał wyczyta
O rzeczy ludzkich mijaniu,
O zapomnieniu, co rośnie,
Nim jeszcze płomień przygasnął.

Ja jednak wtedy myślałem
O samotności ginących.
O tym, że kiedy Giordano
Wstępował na rusztowanie,
Nie znalazł w ludzkim języku
Ani jednego wyrazu,
Aby nim ludzkość pożegnać,
Tę ludzkość, która zostaje.

Już biegli wychylać wino,
Sprzedawać białe rozgwiazdy,
Kosze oliwek i cytryn
Nieśli w wesołym gwarze.
I był już od nich odległy,
Jakby minęły wieki,
A oni chwilę czekali
Na jego odlot w pożarze.

I ci ginący, samotni,
Już zapomniani od świata,
Język nasz stał się im obcy
Jak język dawnej planety.
Aż wszystko będzie legendą
I wtedy po wielu latach
Na nowym Campo di Fiori
Bunt wznieci słowo poety.

Warszawa – Wielkanoc, 1943